„Jest godzina 3.15. Z numerem 29 skacze – jak mówi sprawozdawca – maleńki, jasnowłosy Polak Wojciech Fortuna”. W dalszej części swej relacji Zygmunt Merta, redaktor „Dziennika Polskiego”, pisze 12 lutego 1972 roku o skoku Fortuny: „doskonałe wybicie z progu, piękny lot, pewne lądowanie. Zrywa się już nie burza, ale huragan oklasków, Polak osiągnął fantastyczną długość – 111 m. Sędziowie ogłaszają notę – 130,4 punktu!”
Wojciech Fortuna pochodził z Zakopanego z rodziny osiadłej tam po II wojnie światowej i niewywodzącej się z Podhala. Można by więc nazwać go ceprem, gdyby nie iście góralski temperament, który przyczynił się do jego największego sukcesu sportowego podczas XI Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Sapporo w 1972 roku.
Fortuna był zawodnikiem klubu Wisła-Gwardia Zakopane. W zawodach seniorskich wystąpił po raz pierwszy w sezonie 1969/1970, kiedy jego klubowy kolega, skoczek Stanisław Gąsienica Daniel zdobył brązowy medal na mistrzostwach świata. To właśnie on i Tadeusz Pawlusiak byli faworytami wśród polskich skoczków. Wojciech Fortuna zabłysnął dopiero na zawodach w Zakopanem w 1972 roku, oddając dwa skoki o długości ponad stu metrów. Mimo że we wcześniejszych wewnętrznych kwalifikacjach olimpijskich odpadł, to trenerzy zdecydowali się wysłać go do Sapporo. Na zawodach olimpijskich odwdzięczył im się za to już na skoczni siedemdziesięciometrowej (K-70) Miyanomori. Zajął tam szóste miejsce i przyniósł naszej reprezentacji jeden punkt, co potwierdziło słuszność decyzji o jego wyjeździe na olimpiadę i dało satysfakcję trenerom.
Wojciech Fortuna skacze na Wielkiej Krokwi, styczeń 1972, fot. PAP/Jan Olszewski
11 lutego na skoczni Okurayama Fortuna dokonał jednak „niemożliwego” – skoczył 111 metrów, co wraz z oceną za styl dało 130,4 punktu. Na kolejny tak wysoko punktowany skok trzeba było czekać aż do igrzysk w Lake Placid w 1980 roku. Japońska publiczność wprost oniemiała, natomiast trenerzy innych reprezentacji wszczęli awanturę z sędziami technicznymi. Czechosłowaccy trenerzy obawiali się o swoich skoczków, bo skoro nieznany nikomu Polak poleciał tak daleko, to ich utytułowani zawodnicy rozbiją się pewnie o trybunę. Żądano skrócenia rozbiegu i rozpoczęcia konkursu od nowa. Sędziowie nie mieli jednak wątpliwości – Polak był najlepszy. I chociaż w drugiej serii doleciał tylko do 87,5 metra, to wygrał cały konkurs. Pokonał o 0,1 punktu Szwajcara Waltera Steinera, a o 0,6 punktu zawodnika NRD Rainera Schmidta. Mistrz i wicemistrz z Grenoble (1968) Jiří Raška był piąty; zawiedli Japończycy, którzy na skoczni K-70 zajęli całe podium. Wyczyn Fortuny okrzyknięto największą sensacją skoków narciarskich w historii igrzysk olimpijskich.
Niestety polscy kibice nie mieli szans, aby dowiedzieć się o tym sukcesie z audycji na żywo, ponieważ ani Polskie Radio, ani TVP nie zdecydowały się na przekaz bezpośredni. W gazetach ukazywały się relacje pomysłowych dziennikarzy, którzy nastawili swoje odbiorniki na Radio Berlin.
Po powrocie do Polski Wojciech Fortuna był już gwiazdą, ze wszystkimi tego faktu konsekwencjami dla tak młodego człowieka. Na lotnisku Okęcie witały go tłumy; w Zakopanem podczas spotkania pod Wielką Krokwią zgromadziło się 50 tysięcy osób, więcej niż w czasie jakichkolwiek zawodów. W nagrodę od państwa Fortuna dostał trzypokojowe mieszkanie i premię finansową, co jako sportowiec amator musiał zataić. Z czasem coraz trudniej było mu chodzić na skocznię i poddawać się trenerskiemu reżimowi. W związku z tym, że trenował nieregularnie, przestał liczyć się nawet na zawodach o mistrzostwo Polski. W 1976 roku zakończył karierę sportową. Pracował jako taksówkarz w Zakopanem i malarz pokojowy w Chicago. W ostatnich latach o „starym mistrzu” przypomniały media: Fortuna udziela wywiadów, komentuje skoki Kamila Stocha i jego kolegów z reprezentacji. Swój medal z Sapporo wystawił na aukcję, z której dochód przeznaczył na rehabilitację dwojga sportowców.
Michał Zarychta
Powrót ZOBACZ NA OSI CZASU