Niewyraźna sygnatura, to samo nazwisko, dwoje różnych malarzy… Okazało się, że ten niepozorny pejzaż z krowami skrywał w sobie pewną niespodziankę.
W 1960 roku kolekcja Muzeum Narodowego w Krakowie powiększyła się o trzy nowe obrazy przekazane przez prywatnych darczyńców. Autorem jednej z prac, zatytułowanej Krowy pod lasem, miał być Adam Chmielowski – wykształcony w Monachium malarz, powstaniec styczniowy, przyjaciel Aleksandra Gierymskiego, Stanisława Witkiewicza i Józefa Chełmońskiego, wielbiciel Heleny Modrzejewskiej. Wszystko zdawało się pasować: Chmielowski malował między innymi wiejskie pejzaże, a w umieszczonej w rogu sygnaturze można było się dopatrzyć jego nazwiska. Dokładniejsza analiza przeprowadzona po pewnym czasie w muzeum przyniosła jednak zaskakujący wynik. Na obrazie podpisał się nie Chmielowski, a Chmielowska.
Maria Chmielowska, Krowy pod lasem, około 1900, Muzeum Narodowe w Krakowie, licencja PD, źródło: Zbiory Cyfrowe MNK
Maria z Kłopotowskich Chmielowska urodziła się w 1867 roku w Karyszkowie na Podolu w zamożnej rodzinie ziemiańskiej. Naukę malarstwa zaczęła jeszcze przed ślubem – podobno studiowała nawet w Paryżu. Około 1890 roku wyszła za mąż za Stanisława Chmielowskiego, brata Adama. Wydaje się, że powinowactwo z malarzem było dla niej ważną i ciekawą sprawą. W pierwszym liście skierowanym do Marii artysta pisał o niej „moja bratowa i koleżanka”, a z dalszej treści można wywnioskować, że Chmielowska liczyła na jego zmysł krytyczny i ocenę własnych prac.
Odwrocie obrazu Marii Chmielowskiej Krowy pod lasem, Muzeum Narodowe w Krakowie, licencja PD, źródło: Zbiory Cyfrowe MNK
Od samego początku musieli mieć dla siebie dużo życzliwości, bo artysta prosił o mniej oficjalny, bardziej przyjacielski ton w korespondencji kierowanej „do biednego pokutnika, który bardzo jest ukontentowany, że bez zasługi swojej uzyskał miłą i wesołą, i dowcipną siostrunię”. Dlaczego nazywał się „biednym pokutnikiem”? Otóż niewiele wcześniej Chmielowski postanowił zmienić swoje życie i wstąpić na drogę zakonną. W 1888 roku założył Zgromadzenie Braci Posługujących Ubogim i przybrał imię Brat Albert.
Adam Chmielowski, Opuszczona plebania, 1888, Muzeum Narodowe w Warszawie, licencja PD, źródło: Cyfrowe MNW
„Moje malarstwo ma zawsze zbyt, […] rwie się teraz jak nitki pajęczyny, choć się staram malować, kiedy mogę. Myślę, że kiedy bocian przyniesie do małego domku […] jakie cacko w prezencie, na przykład harmonijkę żywą, muzyka przerwie spokój do malowania potrzebny […]” – pisał do bratowej, czyniąc oczywiście aluzję do przyszłego macierzyństwa Marii, które oderwie ją od malarstwa. Umiał to zrozumieć. Sam zmagał się z brakiem czasu i natłokiem obowiązków, prowadząc w Krakowie przytułek dla ubogich.
Wystawa poświęcona Bratu Albertowi w domu Braci Albertynów w Krakowie, wrzesień 1932, licencja PD, źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Chmielowski miał chyba rację – życie rodzinne nie sprzyjało skupieniu się na pracy artystycznej, choć przynosiło też nowe tematy: Maria portretowała na przykład synów i córkę. Na poważnie postanowiła wrócić do malarstwa po śmierci męża, który zmarł w 1901 roku. Jako młoda wdowa z czworgiem dzieci przeprowadziła się do Lwowa. Dwa lata później zapisała się na Kursy Baranieckiego w Krakowie, które z sukcesem ukończyła w 1904 roku (na wystawie konkursowej zdobyła pierwszą nagrodę). Zapewne z tego okresu pochodzi Akt kobiecy, który także znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego w Krakowie. Kursy umożliwiały już wtedy pracę z nagim modelem, wcześniej długo niedostępną dla kobiet z powodu „niestosowności”. Studia ludzkiego ciała należały zaś do podstaw kształcenia artystycznego i rozwijania warsztatu.
Maria Chmielowska, Akt kobiecy, początek XX wieku, Muzeum Narodowe w Krakowie, licencja PD, źródło: Zbiory Cyfrowe MNK
Trudno natomiast dokładnie datować Krowy pod lasem – jesienny pejzaż o szkicowym charakterze. To migawka z życia na wsi. Pod lasem sosnowym pasą się biało-brązowe krowy, obok dwaj pastuszkowie ogrzewają się przy niewielkim ognisku. Kolorystyka jest bardzo stonowana, a większość kompozycji wypełniają połacie pożółkłej trawy, zrudziałe krzewy i ciemnozielone drzewa iglaste. Podpis „M. Chmielowska” świadczyłby o tym, że autorka namalowała obraz już po ślubie. Na pewno miała wtedy okazję do zaobserwowania podobnej wiejskiej scenki – czy to na rodzinnym Podolu, czy w Kudryńcach nad Zbruczem, gdzie jej mąż dzierżawił majątek.
Maria Chmielowska, Autoportret, brak daty, kolekcja prywatna, fot. M. Jaroszewski, licencja PD, źródło: mewalunkiewicz.pl
Adam Chmielowski także spędził trochę czasu w Kudryńcach, ale wcześniej, w latach 1882–1884. W majątku młodszego brata dochodził do siebie po tym, jak zapadł na zdrowiu. Później poświęcił się posłudze ubogim i trudno powiedzieć, jak często miał okazję widywać się z rodziną Stanisława oraz czy ostatecznie dawał jakieś wskazówki malarskie zdolnej bratowej. Wspomnienie o stryju malarzu przechowywała jej córka Maria Ewa Łunkiewicz-Rogoyska, przez przyjaciół zwana Mewą. Już po wojnie opowiadała poecie Mironowi Białoszewskiemu, że jako pięciolatka odwiedziła przytułek Brata Alberta. Podobno mówił: „W tej Mewie coś jest, ale nie wiadomo co, a ja nie mam czasu się nią zająć. I tak zaczęła malować”. Jak możemy się domyślać, jeszcze większy wpływ miała na nią matka malarka. Niewielki autoportret Chmielowskiej wisiał zawsze nad łóżkiem Mewy.
Karolina Dzimira-Zarzycka
Powrót ZOBACZ NA OSI CZASU