Słodki świat oleodruków

Obrazy fabryczne z Muzeum Śląskiego w Katowicach i Muzeum Etnograficznego w Krakowie

„Obraz ten, odznaczający się świetnym wykonaniem, tyle ma wdzięku, że każdego, choćby najzagorzalszego pesymistę rzewnie usposobić musi” – czytamy w reklamie z 1891 roku. Ten opis pasowałby właściwie do większości oleodruków.

 

Opracowana w pierwszej połowie XIX wieku technika chromolitografii zrewolucjonizowała ówczesny druk. Litografia polegała na odbijaniu na papierze farby nałożonej na płytę kamienną, wcześniej odpowiednio zarysowaną i wytrawioną roztworem kwasu. Kilkukrotne powtórzenie tego procesu pozwalało na stworzenie barwnej grafiki. Na każdy kamień musiał być oczywiście naniesiony inny fragment kompozycji, adekwatny do danego koloru. W najbardziej starannej (i najdroższej) wersji odbijano nawet 30 warstw farby – od najjaśniejszej do najciemniejszej.

Anioł Stróż, obraz fabryczny (chromolitografia), dwudziestolecie międzywojenne, Muzeum Śląskie w Katowicach, licencja PD, źródło: katalog cyfrowy muzeum

Zakłady drukarskie zaczęły masową produkcję kolorowych grafik: od ilustracji albumowych, przez plakaty i pocztówki, po obrazki do zawieszenia na ścianie, które szczególnie upodobali sobie mniej zamożni odbiorcy. Chłopi, robotnicy, ubożsi urzędnicy chcieli dekorować swoje domy na wzór bogatych mieszczan i arystokracji. Producenci szybko wyczuli potrzeby klientów. Starali się upodobnić odbitki do obrazów olejnych, tworząc tak zwane obrazy fabryczne lub drukowane.

Święta Rodzina, obraz fabryczny (chromolitografia), dwudziestolecie międzywojenne, Muzeum Śląskie w Katowicach, licencja PD, źródło: katalog cyfrowy muzeum

Grafiki oprawiano w złote ramy i pokrywano bezbarwnym lakierem (udającym werniks i nadającym pożądany połysk). Czasem nawet tłoczono na papierze delikatny wzór, który miał imitować fakturę płótna lub ślady pociągnięć pędzlem. Niekiedy do druku naśladującego malarstwo używano także farb z dodatkiem oleju. Nazwa takich odbitek, czyli oleodruków, przylgnęła w języku potocznym do wszelkich chromolitografii stylizowanych na obrazy olejne.

Chryste, bądź naszym gościem, obraz fabryczny (chromolitografia), koniec XIX wieku, Muzeum Śląskie w Katowicach, licencja PD, źródło: katalog cyfrowy muzeum

Początkowo oleodruk nie musiał kojarzyć się z kiczem. Wysokiej jakości barwne reprodukcje trafiały na przykład do czytelników czasopism kulturalnych i miłośników sztuki. W 1883 roku „Tygodnik Mód i Powieści” zachęcał: „w pierwszym półroczu udzielimy jako Premium bezpłatne wszystkim Prenumeratorom piękny Oleodruk za granicą przygotowany, a mogący w oprawie stanowić ładną ozdobę każdego salonu”.

Fragment reklamy Magazynu Dzieł Sztuki Zygmunta Muszkata w Warszawie, „Kalendarz Polski Ilustrowany na rok 1891”, Biblioteka Narodowa, licencja PD, źródło: Polona

Reprodukcje dzieł cenionych malarzy pozwalały poznać ich twórczość i powiesić nad fotelem ulubioną kompozycję. Wkrótce rynek zalały jednak obrazki skrojone pod gusta prostego odbiorcy. Z fabryk – przede wszystkim niemieckich – wychodziły dziesiątki nowych wzorów, a koncerny wydawnicze zaczęły zatrudniać własnych artystów specjalizujących się w projektowaniu oleodruków. Gotowe obrazki, w ramie lub bez, można było kupić w księgarni, na jarmarku albo u wędrownego handlarza.

Sen o małżeństwie, reprodukcja obrazu Hansa Zatzki (znanego także jako Zabateri), obraz fabryczny (chromolitografia), dwudziestolecie międzywojenne, Muzeum Etnograficzne im. Seweryna Udzieli w Krakowie, licencja PD, źródło: katalog cyfrowy muzeum

Znakomicie sprzedawały się obrazki dewocyjne: sceny biblijne, wizerunki świętych, pamiątki komunijne. Niektóre kompozycje nawiązywały do malarstwa religijnego dawnych mistrzów, ale powstał też nowy kanon przedstawień. Spójrzmy na chromolitografie ze zbiorów Muzeum Śląskiego w Katowicach: Anioł Stróż czuwa nad rumianymi dziećmi, Chrystus odwiedza szczęśliwą rodzinę modlącą się przed obiadem, a święty Józef uczy małego Jezusa stolarki, na co Maria zerka matczynym okiem. Jednym słowem – sielanka.

Macierzyństwo, obraz fabryczny (chromolitografia), dwudziestolecie międzywojenne, Muzeum Etnograficzne im. Seweryna Udzieli w Krakowie, licencja PD, źródło: katalog cyfrowy muzeum

Świeckie tematy opracowywano w podobnym stylu, czego przykłady znajdziemy w kolekcji Muzeum Etnograficznego w Krakowie. Drzemiąca piękność otoczona ukwieconymi amorkami śni właśnie sen o małżeństwie, jak podpowiada tytuł. Taki obrazek w popularnym podłużnym formacie, zwanym „ręcznikowym”, w sam raz mieścił się nad łóżkiem. Autor innej kompozycji, Macierzyństwo, nie poprzestał na ukazaniu młodej matki bawiącej się z niemowlakiem na falbaniastych poduszkach, dodał jeszcze dwa małe kotki. Akurat na ścianę przytulnego mieszkania.

Oleodruki wystawione na sprzedaż na bazarze Różyckiego w Warszawie, fot. Zbyszko Siemaszko, 1955, licencja CC BY, źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Ten ładny, bezpieczny i uroczy świat w pastelowych kolorach trącił banalnością, a oleodruki wkrótce stały się synonimem kiczu – oczywiście tylko w pewnych kręgach. Masowo produkowane kompozycje spełniały bowiem swoją rolę: miały się podobać jak najszerszemu gronu odbiorców i zaspokajać ich potrzeby. Popularność zaczęły tracić dopiero w latach czterdziestych, wypierane przez inne techniki graficzne. Po wojnie traktowano je jako jeden z typowych elementów dekoracyjnych kojarzonych z poniemieckimi majątkami pozostawionymi na Ziemiach Odzyskanych.

Karolina Dzimira-Zarzycka

 

Powrót
drukuj wyślij facebook