Trudno dostępne lasy, pola i łąki leżące na styku Królestwa Polskiego i Śląska były ulubionym schronieniem rozbójników czy poszukiwanych morderców. Według wierzeń ludowych spotykały się tam także czarownice i diabły. Na mapach i w przekazach pisemnych znajdują się punkty opisane jako Wzgórze szubieniczne, Wzgórze czarownic lub „magi montani.” O spotkaniach diabła z człowiekiem opowiadają legendy, a zapisy w księgach sądowych i księgach kościelnych przytaczają prawdziwe historie wyroków wykonanych na kobietach oskarżonych o czary. Motyw legendarnych diabłów był popularny także w sztuce XX wieku. Przypomina o tym obraz z kolekcji Muzeum Okręgowego w Lesznie.
Na wschodnim krańcu wsi Dryżyna w południowej części ziemi wschowskiej znajduje się Wzgórze czarownic. Jeszcze niespełna sto lat temu we wsi opowiadano, że na tym wzniesieniu wykonywano wyrok na kobietach uznanych za wiedźmy. Palono je, a także toczono po zboczu beczki z gwoździami, w których zamykano nieszczęsne ofiary. Miejsce to łatwo znaleźć, w jego pobliżu stoi barokowa kamienna rzeźba świętego Wawrzyńca, który sam zginął męczeńską śmiercią w żarze ognia, przypiekany na rożnie.
Władysław Roguski, Boruta na wierzbie, lata trzydzieste XX wieku, tempera, karton, Muzeum Okręgowe w Lesznie
To niejedyne miejsce związane z czarownicami w okolicy. Parę kilometrów dalej, w lesie koło Kowalewa ponoć spotykały się i tańczyły niewiasty uprawiające magię. Miały tam także gromadzić w ukryciu skarby. Pomiędzy Olbrachcicami a Łęgoniem, zaledwie parę kilometrów od granicy ze Śląskiem, jest odnotowane miejsce spalenia wiedźmy, nazywane Wzgórzem czarownicy.
„Nie pozwolisz żyć czarownicy” – te słowa ze Starego Testamentu (Księga Wyjścia 22, 17) stały się w czasach nowożytnych usprawiedliwieniem nagonki na kobiety obwiniane o czary lub herezję. Religijny lęk przed szatanem spowodował śmierć wielu niewinnych niewiast. Prześladowania i okrutne wyroki zapadały często od XVI do połowy XVIII wieku. Trudno uwierzyć, że ostatni wyrok w procesie o czary wydano w 1811 roku. 21 sierpnia tego roku w Reszlu na Warmii spalono na stosie Barbarę Zdunk oskarżoną o czary i spowodowanie pożaru miasta.
Johann Tscherning, Portret Abrahama Klesela (1635–1702), około 1667, miedzioryt, portret zamieszczony w książce pastora o czarownicach wydanej w Oleśnicy w 1667 roku, Bayerische Staatsbibliothek w Monachium
Na ziemi wschowskiej najwięcej ofiar spłonęło w XVII wieku. Naocznym świadkiem tych wydarzeń był pastor Abraham Klesel (1635–1702), pracujący od 1660 roku w luterańskim kościele w Olbrachcicach, miejscowości leżącej w Polsce, cztery kilometry od granicy ze Śląskiem. Pieśni tego uznanego teologa, poety, autora śpiewnika i katechizmu, zdobyły dużą popularność na Śląsku, gdzie w Jaworze pracował do śmierci. Spalenie na stosie sześciu kobiet w 1663 roku odnotował w księgach kościelnych. Cztery lata po wydarzeniu opublikował książkę pod tytułem HORRENDUM VAEH! Oder treuherzige Warnung vor allem verdammliche Hexen und Zauberwesen (Straszna biada! Lub życzliwe ostrzeżenie przed przeklętymi czarownicami i istotami magicznymi), w której zawarł opis zajścia z 1663 roku, a także kolejne egzekucje na czarownicach.
Zapis ze środy 12 grudnia 1663 roku ukazuje szczegóły ostatnich rozmów ze skazanymi mężatkami: Marią Klose, Jadwigą Liebelt, Dorotą Gebel, Urszulą Reichel, Urszulą Stahr i Anną Hofmann. Pięć z nich przyznało się do winy i przed śmiercią przyjęły Przenajświętszy Sakrament. Jedynie Maria odmówiła pokuty i nie wyjawiła kontaktów z diabłem i czarów. Wszystkie spłonęły na stosie następnego dnia, w czwartek 13 grudnia 1663 roku. Klesel opisał także inne przykłady ofiar oskarżonych o czary, które prosiły go o ratowanie ich dusz przed piekłem.
Temat spotkania z demonem jest popularny w sztuce. W kolekcji malarstwa XIX–XX wieku w Muzeum Okręgowym w Lesznie znajduje się obraz Władysława Roguskiego (1890–1940) Boruta na wierzbie. Najbardziej znany z polskich legend diabeł został ukazany w stroju polskiego szlachcica, z monetami w dłoniach. Trudno go pomylić z człowiekiem. Czarcie kopyta, rogi i szelmowskie spojrzenie jasno określają przybysza z piekła rodem. Diablisko siedzi w koronie starej wierzby, a w tle niebo mieni się kolorami zachodzącego słońca – od szarości, niebieskości i turkusów po żółć. Słońce w postaci pomarańczowej kuli znajduje się blisko horyzontu, lekko schowane za pień wierzby. Bezlistne gałęzie drzewa i szatę Boruty porusza jakby lekki wiatr. Uwagę widza skupia twarz czarta, nieludzkie niebieskie oczy i jego zadowolona mina z powodu złapania kolejnej ludzkiej duszy za obietnicę złota i bogactwa. Boruta, zgodnie z legendą, jest związany z zamkiem w Łęczycy, a jego brat Rokita, według ludowych wierzeń, mieszka wśród mokradeł, lasów, w tym szczególnie w starych wierzbach. Na Śląsku Rokitę nazywano wodnym mężem, czyli utopcem, wodnym demonem zamieszkującym podmokłe tereny. Można go było spotkać na drodze pod postacią czarnego kota. Przemianę w zwierzę stosował, kiedy udało mu się skraść kobiecą duszę. W zwyczaju ludowym kobiety potrząsając na wiosnę wierzbą, wołały: „Rokita, daj mleka, oddaję ci duszę i ciało, bo mi się mleka zachciało”.
Marta Małkus
Powrót ZOBACZ NA OSI CZASU