Zadumany, a może zasmucony król, triumfująca królowa, rozgorączkowany tłum, sprzeczne uczucia na obliczach magnatów… Postaci symbolizujące lata chwały Królestwa Polskiego występują tym razem w scenie, która napawa obawą o losy państwa. Dlaczego w 1872 roku malarz upamiętnił wydarzenie nieświadczące najlepiej o rzeczywistości pierwszej połowy XVI wieku?
Jeszcze dobrze nie ostygły pola bitewne powstania styczniowego, a intelektualiści i artyści polscy ruszyli do rozrachunków z narodowym zrywem zakończonym katastrofą. W dyskusji posługiwano się analogiami do dalekiej przeszłości. Jan Matejko namalował Stańczyka na balu u królowej Bony. Grono krakowskich publicystów i historyków ogłosiło na łamach „Przeglądu Polskiego” serię artykułów, nazwaną Teką Stańczyka. Postać sławnego błazna symbolizowała roztropną troskę o państwo. Jego rad nie chcieli słuchać sami Polacy, niezdolni do refleksji nad potrzebami kraju… W dyskusji nad przeszłością wystąpił również Henryk Rodakowski (1823–1894).
Henryk Rodakowski, Wojna kokosza (Nadanie przywilejów szlachcie przez Zygmunta Starego 1537 rok), 1872, Muzeum Narodowe w Warszawie, licencja PD, źródło: cyfrowe MNW
Ceniony portrecista, kojarzony z nurtem romantycznym, obrał za temat swego dzieła epizod z dziejów panowania Zygmunta Starego. Szlachta, którą król wezwał w 1537 roku na pospolite ruszenie do Mołdawii, przybyła pod Lwów, ale odmówiła udziału w wyprawie i wystąpiła przeciwko monarsze. Uczestnicy rokoszu (pierwszego w dziejach Polski) sformułowali żądania zmierzające do osłabienia pozycji magnaterii i zwiększenia wpływu braci szlacheckiej na sprawowanie władzy.
Henryk Rodakowski, Autoportret, 1853, Muzeum Narodowe we Wrocławiu, licencja PD, Wikimedia Commons
Głośno krytykowano rosnącą rolę żony Zygmunta – królowej Bony. Konflikt udało się załagodzić, choć żadna ze stron nie uzyskała wyraźnej przewagi. Z wyprawy do Mołdawii trzeba było zrezygnować. Dwór królewski musiał przełknąć upokorzenie związane z nieposłuszeństwem poddanych. Szlachta pozostała z listą postulatów, które dały początek ruchowi egzekucyjnemu. Okolice Lwowa ogołocono, jak mówi tradycja, z drobiu zjedzonego przez uczestników rokoszu, co przysporzyło wystąpieniu nazwy „wojna kokosza”.
Stanisław Witkiewicz, Michał Bobrzyński, „Kłosy”, 1888, Biblioteka Narodowa, źródło: Polona
Rodakowski ukazał na swym obrazie moment, gdy hetman Jan Tarnowski – zaufany króla Zygmunta – odczytuje tłoczącej się u stóp lwowskiego zamku szlachcie postanowienia monarchy, potwierdzające nadane wcześniej przywileje. Sam król, w centrum obrazu, zasiada na ozdobnym fotelu, składając ciężką głowę na dłoni. Jego twarz wyraża niesmak, zażenowanie, a jednocześnie smutek i żal. Czyżby zdawał sobie sprawę, do czego doprowadzą w przyszłości podobne konflikty? O królewskie siedzisko wspiera się znienawidzona przez szlachtę królowa Bona. Upierścienione palce splotła, jakby myślała nad kolejną intrygą mającą wzmocnić jej władzę. Wyhaftowany na biało-granatowej sukni herb Sforzów – Smok wije się niczym wąż, symbol zdrady. Oblicze pełne triumfu, zadowolenia, a może cynizmu. Na lewo od królewskiej pary arcybiskup lwowski Paweł Tarło w szatach pontyfikalnych spogląda ze współczuciem na Jagiellona. Po prawej zgina się w ukłonie biskup Piotr Gamrat – zausznik Bony, późniejszy prymas Polski. Tuż obok niego pyszni się siwobrody Piotr Kmita, który przebiegle lawirował między szlachtą a dworem. Wyraźnie czuć napięcie i buzujące emocje. Uwagę zwracają bogata kolorystyka dzieła i staranne rozmieszczenie głównych bohaterów obrazu. Nie bez powodu historycy sztuki podkreślają wpływ malarstwa renesansowego na twórczość Rodakowskiego.
Giovanni Jacopo Caraglio, medal z wizerunkiem Bony Sforzy, 1546, Muzeum im. Emeryka Hutten-Czapskiego, oddział Muzeum Narodowego w Krakowie, licencja PD, źródło: zbiory cyfrowe MNK
Jak współcześni mogli spoglądać na Wojnę kokoszą? Dzieło, które artysta zaczął tworzyć w 1866 roku, zostało zaprezentowane sześć lat później. Głośna była jeszcze wówczas surowa ocena narodowej przeszłości wyrażona w Tece Stańczyka. Niebawem (w 1879 roku) miały się ukazać Dzieje Polski w zarysie, pióra Michała Bobrzyńskiego, galicyjskiego konserwatysty i historyka. Bobrzyński nie szczędził krytyki głównym aktorom wydarzeń 1537 roku. „Sam król wykoleił szlachtę z dawniejszej jej roli, oddalił od niej te wielkie cele, do których dotąd nieskończonymi ofiarami zdążała, którymi się poiła i w czerstwości utrzymywała, skazał ją na bezczynność”. Źródłem największego zła miała być Bona: „Chytra Włoszka wywróciła zasady otwartego i szlachetnego postępowania, jakimi się dotychczas odznaczała polityka Zygmunta, otoczyła się podłymi kreaturami, które na najwyższe posuwała godności”. Nie lepiej, według Bobrzyńskiego, było z innymi uczestnikami kryzysu: szlachta ani nie chciała płacić podatków, ani walczyć z wrogami państwa; magnaci, zwłaszcza dwulicowy Piotr Kmita, nieustannie intrygowali, prowokując konflikt.
Giovanni Maria Padovano, medal z wizerunkiem Zygmunta I Starego, 1532, Muzeum im. Emeryka Hutten-Czapskiego, oddział Muzeum Narodowego w Krakowie, licencja PD, źródło: zbiory cyfrowe MNK
Obecnie historycy biorą w obronę zarówno politykę Zygmunta Starego, jak i – przede wszystkim – działania królowej Bony. Za to sformułowana 140 lat temu opinia Bobrzyńskiego zdaje się współgrać z wymową obrazu Rodakowskiego. Nikt tu nie jest bez winy. Każdy ma sobie coś do zarzucenia. Malarz zdaje się wołać do widza: Przodkowie zaprzepaścili złoty wiek! Wyciągajmy wnioski z ich grzechów i zaniedbań! Wstyd pozwoli uniknąć błędów w przyszłości…
Ewa Olkuśnik
Powrót ZOBACZ NA OSI CZASU