Codzienne tańce do białego rana, szalone przebrania i eleganckie suknie, wytworna kuchnia – tak wyglądał karnawał w przedwojennej Warszawie. Ówcześni mieszkańcy stolicy umieli się świetnie bawić i wykorzystywali w pełni każdy dzień przed rozpoczęciem Wielkiego Postu. Balów było tak wiele, że nieraz stawano przed prawdziwym dylematem, na który należy pójść, aby nie popełnić gafy.
Warszawa w okresie międzywojennym rozwijała się z roku na rok, stając się prawdziwą europejską stolicą. W karnawale odbywały się tu największe bale, które przyciągały gości z całej Polski. Każde takie wydarzenie, oprócz tego, że gwarantowało świetną zabawę, było ważne ze względu na stosunki towarzyskie. Tradycyjnie również młode panny właśnie podczas karnawału powinny poznać przyszłego męża. Bale sfer rządowych i dyplomatycznych miały też duże znaczenie polityczne. Najważniejsze imprezy karnawałowe szeroko komentowano w ówczesnej prasie.
Bal Mody w Hotelu Europejskim w Warszawie, 1933, źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Przeróżne organizacje, stowarzyszenia, związki, środowiska miały swoje bale. Wiele było imprez charytatywnych, między innymi najsłynniejsza – Towarzystwa Pomocy Ociemniałym Ofiarom Wojny „Latarnia”, organizowana przez księżnę Teresę Sapieżynę w Hotelu Europejskim. Gromadziła ona całą ówczesną arystokrację. W tym samym miejscu odbywał się również ekskluzywny Bal Mody, podczas którego wybierano króla i królową, czyli najpiękniej ubranych uczestników. Wszyscy warszawscy właściciele domów mody prześcigali się w szykowaniu wytwornych sukni na tę okazję, ponieważ były dla nich najlepszą reklamą. Niezwykle wytworne i oficjalne przyjęcia odbywały się u prezydenta Ignacego Mościckiego na Zamku Królewskim. Słynęły one ze znakomitej kuchni, a wszystkie dania przyrządzano jedynie z wyrobów krajowych. Do stołu podawali lokaje w strojach z epoki ostatniego króla Polski – Stanisława Augusta. Nie mniej prestiżowe bale organizowało Ministerstwo Spraw Zagranicznych w zmodernizowanym w latach trzydziestych pałacu Brühla. Prawdziwą gospodynią była tam żona ministra Józefa Becka – Jadwiga, która dbała o odpowiednie menu, program imprezy i wystrój wnętrz, pragnąc w ten sposób zareklamować nasz kraj przed zagranicznymi dyplomatami.
Bal w Wyższej Szkole Sztuk Pięknych w Warszawie (późniejsze ASP), 1930, źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Osobny rozdział stanowiły bale środowisk studenckich, na których panowała o wiele bardziej swobodna atmosfera. Szczególnie ekstrawaganckie były te organizowane w Akademii Sztuk Pięknych, gdzie obowiązywały tematyczne kostiumy. Na jeden z takich balów pisarz Jarosław Iwaszkiewicz przyszedł przebrany za poławiacza pereł, cały owinięty w sieci rybackie. Imprezy warszawskich studentów przywoływała we Wspomnieniach malarka Monika Żeromska. Opisywała takie przebrania swoich kolegów i koleżanek, jak córka grabarza, metalowy piecyk czy grecka bachantka.
Zazwyczaj bale wiązały się z przestrzeganiem od lat przyjętej etykiety. Goście otrzymywali elegancko zaprojektowane zaproszenie, jak na przykład na bal Akademii Medycznej o wdzięcznej nazwie „Śledź u Medyków”. Imprezy rozpoczynały się około godziny 22 i trwały do 4–7 nad ranem. Główną atrakcją były tańce: od tych tradycyjnych, jak polonez, mazur czy walc do nowoczesnych, jak shimmy, fokstrot, rumba. Muzykę zapewniały nieraz dwie orkiestry grające na zmianę. Oczywiście nie brakowało również jedzenia, o północy podawano ciepłą kolację – zupę, ryby i mięsa. W osobnej sali przez cały bal zazwyczaj można było częstować się zimnymi zakąskami, a nad ranem zjeść gorący barszcz. Obowiązywały stroje wieczorowe. Mężczyźni przychodzili we frakach, kobiety – zależnie od mody: w latach dwudziestych w sukniach do połowy łydki, w trzydziestych w długich do ziemi, z dekoltem na plecach. Oczywiście inne reguły obowiązywały na wspomnianych wyżej balach kostiumowych.
Przyjęcie noworoczne u prezydenta Ignacego Mościckiego, Zamek Królewski w Warszawie, 1937, źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Wytworne bale stały się symbolem utraconego po 1939 roku barwnego świata międzywojennej Warszawy. Wyczuwając zbliżającą się katastrofę, warszawiacy świętowali w 1939 roku niezwykle hucznie, o czym wspominała bywalczyni ówczesnych salonów, Halina Donimirska-Szyrmerowa: „Co sobotę tłumy ludzi spotykały się na różnych balach, a w niedzielę skoro świt w kościołach pełno było młodzieży w balowych strojach, która prosto z zabawy udawała się na pierwszą mszę”.
Joanna Mruk
Powrót ZOBACZ NA OSI CZASU