W styczniu 1971 r. najwyżsi przedstawiciele komunistycznych władz zasiedli do rozmów ze strajkującymi pracownikami Stoczni Szczecińskiej. Partyjni dygnitarze nie zdawali sobie zupełnie sprawy z tego, że ich wypowiedzi potajemnie utrwalono na magnetofonowej taśmie.
Zaledwie miesiąc minął od krwawej masakry na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. Na szczytach władzy zaszły radykalne zmiany. Po czternastu latach rządów, ze stanowiska I sekretarza Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (KC PZPR) musiał ustąpić Władysław Gomułka. Jego miejsce zajął Edward Gierek. Społeczeństwo przyjęło tę zmianę z pewną nadzieją. Gierek budził sympatię dobrą prezencją, obiecywał poprawę warunków życia.
Jak przypomina prof. Andrzej Friszke, poparcie dla nowego kierownictwa powinno być – zgodnie z obowiązującymi rytuałami – zamanifestowane czynem. Na początku stycznia 1971 r. dyrekcje zakładów pracy podejmowały specjalne zobowiązania produkcyjne. W Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego narzucono robotnikom z Wydziału Rurowni plan przyśpieszenia produkcji i przepracowania niedzieli 24 stycznia. Informacja o „zobowiązaniu”, która pojawiła się w „Głosie Szczecińskim” 20 stycznia, rozwścieczyła stoczniowców. 22 stycznia w stoczni wybuchł strajk. Na czele komitetu strajkowego stanął Edmund Bałuka. Wkrótce do protestu przyłączyły się inne zakłady Szczecina. Robotnicy żądali rozmów z przywódcami państwa – Edwardem Gierkiem i premierem Piotrem Jaroszewiczem.
Edmund Bałuka, fot. pkuczynski, licencja CC BY-SA 4.0, Wikimedia Commons
Do spotkania doszło w niedzielę 24 stycznia w świetlicy stoczni. Edmund Bałuka przedstawił listę 12 postulatów. Gierek w odpowiedzi stwierdził, że „(…) nie ma możliwości powrotu do cen za artykuły spożywcze”. (Protest przeciwko podwyżce cen żywności zakończył się masakrą z grudnia 1970 r.). Zgodził się na wypłatę wynagrodzenia za strajk, jeśli „plan będzie wykonany”. Jednocześnie upominał: „Wy strajkujecie, a trzeba nam pomagać”. Zapewnił, że jeśli ktoś został „aresztowany niewłaściwie, to trzeba wypuścić”. (Chodziło zapewne o aresztowanych w grudniu 1970 r.). Podkreślał, że zgadza się na wybory do władz „partyjnych, związkowych i młodzieżowych” w stoczni. Wyraźnie obruszył się na żądania rzetelnej informacji: „Czy to, co wam powiedziałem nie wystarczy? (…) Są pewne ramy, które muszą być zachowane. (…) Nie żądajcie demokracji dla wszystkich, dla przyjaciół i dla wrogów. (…) To, co interesuje wrogów, my podawać nie będziemy”. Nie zgodził się na opublikowanie postulatów w prasie.
Obrady trwały 9 godzin. Gierek starał się robić dobre wrażenie. Wypowiadał się pewnie, mówił z pamięci, jadł z robotnikami chleb i pił zwykłą wodę. Strajkujący żegnali partyjną delegację z nadzieją.
Edward Gierek, Holenderskie Archiwum Państwowe, licencja CC BY-SA 3.0 nl, Wikimedia Commons
Przebieg spotkania został skrycie nagrany przez robotników na magnetofon szpulowy. Kopię zapisu przekazano na Zachód. Trafiła do Radia „Wolna Europa” i paryskiej „Kultury” Jerzego Giedroycia. Unikalny dokument pokazywał, że władza, która mieni się być przedstawicielem świata pracy, jest w istocie twardym przeciwnikiem, nie cofającym się przed manipulacją i hipokryzją.
Marek Olkuśnik
Powrót ZOBACZ NA OSI CZASU